" "50 twarzy Greya" autorstwa E.L. James to opowieść o
sadomasochistycznym związku 27-letniego miliardera Christiana Greya i
21-letniej studentki college’u Anastasii "Any" Steele. W powieści
przeznaczonej dla kobiet nie brakuje śmiałych scen seksu,
przyprawiających niejedną gospodynię o rumieńce na policzkach. Książka,
mimo niepochlebnej oceny krytyków, okazała się takim sukcesem, że
doczekała się dwóch kontynuacji. Trylogia sprzedała się w ponad 70
milionach egzemplarzy, bijąc w ten sposób rekord ustanowiony przez serię
o Harrym Potterze, uznawaną do tej pory za najbardziej poczytną sagę
wszech czasów. " źródło :onet.pl
Takie i podobne opisy trylogii E.L. James można znaleźć najczęściej i trzeba przyznać,że jest w nich wiele prawdy.
Kobiety wręcz oszalały na punkcie tych książek, ale większość krytyków wypowiada się negatywnie na temat powieści, zwracając uwagę na ich niedociągnięcia stylistyczne i fabularne.
Książki przeczytałam przypadkiem -dostałam je w prezencie od ... męża :-).
Mąż
, znając moje zamiłowanie do czytania, kupił je nie zdając sobie
zupełnie sprawy z ich treści :-) - wpadły mu w oko , gdy robił zakupy w
markecie, gdyż stały na półce oznaczonej napisem " TOP 10".
Muszę się zgodzić ze stwierdzeniami innych,że czytanie "Greya" bardzo wciąga i zanim się obejrzałam "wchłonęłam" całe trzy tomy.
Co ja mogę powiedzieć o powieściach?
Cóż, zacznę od tego,że nie należę do osób pruderyjnych,ale czytając niektóre fragmenty byłam mocno zmieszana-w życiu nie czytałam tak dokładnych opisów scen erotycznych,a właściwie sadomasochistycznych. Biorąc pod uwagę ilość sprzedanych egzemplarzy, można chyba po raz kolejny potwierdzić tezę, iż "sex" sprzedaje się świetnie :-).
Nie jestem w stanie stwierdzić na czym polega fenomen tych książek, bo sama przeczytałam je "od deski do deski", chociaż w pewnym momencie stwierdziłam,że faktycznie "pachną" kiczem,a nawet,że czytając...zaczynam się nudzić. Dlaczego? Ano dlatego,że treść zaczynała być przewidywalna ;-).
Krytycy określają trylogię mianem "porno dla mamusiek", ale ja bym jeszcze odrobinę rozszerzyła to określenie-"kiczowate porno dla mamusiek". Kiedyś była moda na czytanie tzw. "harlequinów" -ja też przeczytałam dwa lub trzy (dosłownie) i wg. mnie "Grey" ma w sobie taką kiczowatość ""harlequina".
Wracając do treści powieści, oprócz tego zawsze wysuwanego na
plan pierwszy "porno" oraz tkliwej bajki o współczesnym kopciuszku, ja dopatrzyłam się jeszcze
jednej historii. Historii małego chłopca o trudnym
dzieciństwie.Chłopca,który we wczesnym dzieciństwie zaznał głodu i
przemocy. Syna narkomanki,który był świadkiem śmierci własnej matki.
Nastolatka,który przez lata był wykorzystywany seksualnie przez dorosłą
kobietę. Młodego mężczyzny,którego charakter oraz upodobania w dużej mierze ukształtowały przeżycia z dzieciństwa.
Jakiś czas temu, szukając opinii na temat tych powieści, trafiłam na przezabawny (przynajmniej jeśli chodzi o moje poczucie humoru ;-) ) blog pisany przez mężczyznę,który postanowił przeczytać tę "mamuśkową" powieść -szczerze polecam, bo można nieźle się pośmiać
"Facet czyta 50 twarzy Greya"
Może idę trochę "na łatwiznę" podsyłając ten link,ale muszę przyznać,że w sporej części podziela on moje opinie na temat książek.
Wspominając o "fenomenie" powieści, wspomnę także o innym blogu, blogu o wszystko mówiącym tytule
"50 twarzy Greya" . Cóż... nie spodziewałam się,że tak można rozwinąć "temat".
Nie mówię tego w sensie negatywnym-autentycznie jestem zdziwiona,bo dziewczyna od maja 2012r do lutego 2013r pisze blog nawiązując (na różne sposoby) do książki. Dla mnie książka to książka-przeczytam i przechodzę do czytania następnej. Trylogię przeczytałam , zamykam "temat" i przechodzę do innej lektury.
Nie wiem czy zachęcać czy też zniechęcać, do przeczytania tych książek, bo szczerze mówiąc ja bym ich sama nie kupiła.
Na koniec przytoczę cytat z jednego z wywiadów z autorką,który strasznie mi się spodobał.
....baby (w tym i ja :-) ) są jednak bardzo dociekliwe :-))
"Nie
jeżdżę też audi R8. Jednak wymyślając scenę seksu w tym samochodzie,
zadzwoniłam do dilera Audi i zapytałam, czy jego zdaniem ten model jest
na tyle duży w środku, by można w nim pofiglować. Stwierdził
kategorycznie, że nie. Poszłam jednak sama do salonu, wsiadłam do tego
auta i doszłam do wniosku, że sprzedawcy brakowało wyobraźni.
Oczywiście, że można. " Erika Mitchell.
Pozdrowionka