Jakieś czternaście miesięcy ( i 4 kg ! ) temu miałam z rodziną jechać na wesele.
Los chciał,że wesele zostało odwołane,a w mojej szafie pozostała nowiuteńka "kreacja" weselna.
W tzw. "międzyczasie" zostaliśmy zaproszeni na kolejne wesele, naturalne więc było,że pomyślałam o wykorzystaniu w/w "kreacji" . Wczoraj jednak naszły mnie pewne obawy: czy ja aby na pewno jestem w stanie "wbić się" w moją nową starą sukienkę?
Po dokładnych oględzinach mojego ciała przeprowadzonych w łazience, stwierdziłam,że faktycznie może być z tym poważny kłopot.
Ale co tam (!), myślę sobie, zostały jeszcze trzy tygodnie, to zdążę sobie kupić coś nowego!
Postanowiłam delikatnie poinformować o tym fakcie męża ( mamy włączony "pakiet oszczędnościowy po przeprowadzce, więc wypada), na co mąż :
-Masz jeszcze trzy tygodnie - poćwicz sobie !!!
...mężczyźni są z marsa!
środa, 17 września 2014
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
przeprowadzona...
Od czasu do czasu, otrzymuję tzw. "email systemowy" o dosyć troskliwej treści - "brakuje nam Twoich wpisów" :-)
Każda taka wiadomość generuje nowe postanowienie : "w najbliższym czasie coś skrobnę...tyle się w końcu dzieje" ...
Niestety, moja "silna wola" okazuje się być niezwykle "słabą wolą" i na postanowieniu się kończy. ...ale nie dzisiaj :-D
Zacznę od tego,że od lipca mieszkam na wsi , takiej z lasem,polami, muchami i ...samolotami!
Od czasu przeprowadzki , goszczę u siebie dalszych i bliższych znajomych oraz dalszą i bliższą rodzinę. Większość mówi , jak to cudnie jest na tej mojej wsi,ale prawie u wszystkich jest pewne współczujące małe "ale" -"ale szkoda,że te samoloty tak blisko...ale pewnie się przyzwyczaisz" .
No tak,samoloty są pewnym problemem,ale człowiek budujący dom w pobliżu lotniska ma zazwyczaj tego świadomość , zatem ja nie śmiem się uskarżać na jakikolwiek dyskomfort. ...przyzwyczajam się :-)
Zazwyczaj, przeprowadzając się na wieś, blisko tzw.natury , człowiek ma także świadomość bliskości wszelkiego rodzaju ptactwa , robactwa itp. "naturalnych" uroków. Teoretycznie, miałam świadomość i ja.Praktycznie-akceptuję wrony,sroki, pająki, komary i inne , im podobne, ale MUCHY (!!!) mnie wykończą!
Mam siatki wklejone w większość okien,ale dzieciaki korzystają głównie z drzwi tarasowych,które siatki nie mają i w ciągu dwóch miesięcy muchy wystawiły moją cierpliwość na próbę częściej niż moje rodzone dzieci (...z mężem włącznie) przez kilka lat.
....czuję,że się nie przyzwyczaję...
...a poza tym, jest cudnie ! ...na razie
...zima na wsi ma pewnie także swoje "uroki" ...
Każda taka wiadomość generuje nowe postanowienie : "w najbliższym czasie coś skrobnę...tyle się w końcu dzieje" ...
Niestety, moja "silna wola" okazuje się być niezwykle "słabą wolą" i na postanowieniu się kończy. ...ale nie dzisiaj :-D
Zacznę od tego,że od lipca mieszkam na wsi , takiej z lasem,polami, muchami i ...samolotami!
Od czasu przeprowadzki , goszczę u siebie dalszych i bliższych znajomych oraz dalszą i bliższą rodzinę. Większość mówi , jak to cudnie jest na tej mojej wsi,ale prawie u wszystkich jest pewne współczujące małe "ale" -"ale szkoda,że te samoloty tak blisko...ale pewnie się przyzwyczaisz" .
No tak,samoloty są pewnym problemem,ale człowiek budujący dom w pobliżu lotniska ma zazwyczaj tego świadomość , zatem ja nie śmiem się uskarżać na jakikolwiek dyskomfort. ...przyzwyczajam się :-)
Zazwyczaj, przeprowadzając się na wieś, blisko tzw.natury , człowiek ma także świadomość bliskości wszelkiego rodzaju ptactwa , robactwa itp. "naturalnych" uroków. Teoretycznie, miałam świadomość i ja.Praktycznie-akceptuję wrony,sroki, pająki, komary i inne , im podobne, ale MUCHY (!!!) mnie wykończą!
Mam siatki wklejone w większość okien,ale dzieciaki korzystają głównie z drzwi tarasowych,które siatki nie mają i w ciągu dwóch miesięcy muchy wystawiły moją cierpliwość na próbę częściej niż moje rodzone dzieci (...z mężem włącznie) przez kilka lat.
....czuję,że się nie przyzwyczaję...
...a poza tym, jest cudnie ! ...na razie
...zima na wsi ma pewnie także swoje "uroki" ...
Subskrybuj:
Posty (Atom)