czwartek, 4 lipca 2013

"50 twarzy Greya" - czytać czy nie czytać?



"50 twarzy Greya" autorstwa E.L. James to opowieść o sadomasochistycznym związku 27-letniego miliardera Christiana Greya i 21-letniej studentki college’u Anastasii "Any" Steele. W powieści przeznaczonej dla kobiet nie brakuje śmiałych scen seksu, przyprawiających niejedną gospodynię o rumieńce na policzkach. Książka, mimo niepochlebnej oceny krytyków, okazała się takim sukcesem, że doczekała się dwóch kontynuacji. Trylogia sprzedała się w ponad 70 milionach egzemplarzy, bijąc w ten sposób rekord ustanowiony przez serię o Harrym Potterze, uznawaną do tej pory za najbardziej poczytną sagę wszech czasów. "                                                                                                                         źródło :onet.pl

    Takie i podobne opisy trylogii  E.L. James można znaleźć najczęściej i trzeba przyznać,że jest w nich wiele prawdy.
  Kobiety wręcz oszalały na punkcie tych książek, ale większość krytyków wypowiada się negatywnie na temat powieści, zwracając uwagę na ich niedociągnięcia stylistyczne i fabularne.

  Książki przeczytałam  przypadkiem -dostałam je w prezencie od ... męża :-).
 Mąż , znając moje zamiłowanie do czytania, kupił je nie zdając sobie zupełnie sprawy z ich treści :-) - wpadły mu w oko , gdy robił zakupy w markecie, gdyż stały na półce oznaczonej napisem " TOP 10". 
   Muszę się zgodzić ze stwierdzeniami innych,że czytanie "Greya" bardzo wciąga i zanim się obejrzałam "wchłonęłam" całe trzy tomy.
   Co ja mogę powiedzieć o powieściach?
Cóż, zacznę od tego,że nie należę do osób pruderyjnych,ale czytając niektóre fragmenty byłam mocno zmieszana-w życiu nie czytałam tak dokładnych opisów scen erotycznych,a właściwie sadomasochistycznych.  Biorąc pod uwagę ilość sprzedanych egzemplarzy, można chyba  po raz kolejny potwierdzić tezę, iż "sex" sprzedaje się świetnie :-).
     Nie jestem w stanie stwierdzić na czym polega fenomen tych książek, bo sama przeczytałam je "od deski do deski", chociaż w pewnym momencie stwierdziłam,że faktycznie "pachną" kiczem,a nawet,że czytając...zaczynam się nudzić. Dlaczego? Ano dlatego,że treść zaczynała być przewidywalna ;-).
  Krytycy określają trylogię mianem "porno dla mamusiek", ale ja bym  jeszcze odrobinę rozszerzyła to określenie-"kiczowate porno dla mamusiek". Kiedyś była moda na czytanie tzw. "harlequinów" -ja też przeczytałam dwa lub trzy (dosłownie) i wg. mnie "Grey"  ma w sobie taką kiczowatość ""harlequina".
 Wracając  do treści powieści, oprócz tego zawsze wysuwanego na plan pierwszy "porno" oraz tkliwej bajki o współczesnym kopciuszku, ja dopatrzyłam się jeszcze jednej historii. Historii małego chłopca o trudnym dzieciństwie.Chłopca,który we wczesnym dzieciństwie zaznał głodu i przemocy. Syna narkomanki,który był świadkiem śmierci własnej matki. Nastolatka,który przez lata był wykorzystywany seksualnie przez dorosłą kobietę. Młodego mężczyzny,którego charakter oraz upodobania w dużej mierze ukształtowały przeżycia z dzieciństwa.
 
    Jakiś czas temu, szukając opinii na temat tych powieści, trafiłam na przezabawny (przynajmniej jeśli chodzi o moje poczucie humoru ;-) ) blog pisany przez mężczyznę,który postanowił przeczytać tę "mamuśkową" powieść -szczerze polecam, bo można  nieźle się pośmiać    "Facet czyta 50 twarzy Greya"
Może idę trochę "na łatwiznę" podsyłając ten link,ale muszę przyznać,że w sporej części podziela on moje opinie na temat książek.
  Wspominając o "fenomenie" powieści, wspomnę także o innym blogu, blogu o wszystko mówiącym tytule "50 twarzy Greya" . Cóż... nie spodziewałam się,że tak można rozwinąć "temat".
Nie mówię tego w sensie negatywnym-autentycznie jestem zdziwiona,bo dziewczyna od maja 2012r do lutego 2013r pisze blog nawiązując (na różne sposoby) do książki.  Dla mnie książka to książka-przeczytam i przechodzę do czytania następnej. Trylogię przeczytałam , zamykam  "temat" i przechodzę do innej lektury.

   Nie wiem czy zachęcać czy też zniechęcać, do przeczytania tych książek, bo szczerze mówiąc ja bym ich sama nie kupiła.

Na koniec przytoczę cytat z jednego z wywiadów z autorką,który strasznie mi się spodobał.
....baby (w tym i ja :-) ) są jednak bardzo dociekliwe :-))

"Nie jeżdżę też audi R8. Jednak wymyślając scenę seksu w tym samochodzie, zadzwoniłam do dilera Audi i zapytałam, czy jego zdaniem ten model jest na tyle duży w środku, by można w nim pofiglować. Stwierdził kategorycznie, że nie. Poszłam jednak sama do salonu, wsiadłam do tego auta i doszłam do wniosku, że sprzedawcy brakowało wyobraźni. Oczywiście, że można. "       Erika Mitchell.

Pozdrowionka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz